Oczywiście końca świata nie było.
Wielu od rana będzie pisać o tym fakcie w stylu „A nie mówiłem/am!”. Przyznam
się szczerze, że sam planowałem coś w tym duchu napisać jednak skutecznie
wyleczył mnie z tego mój wykładowca, który zainspirował mnie taką myślą:
„Z Paruzją nie ma żartów bracia.”
– tak lub podobnie brzmiały te słowa ojca wykładowcy, mające na celu
skomentowanie tej całej medialnej wrzawy na ten temat. I słusznie! Nie wiemy
kiedy ten koniec nastąpi. Jak nie wczoraj, to może być dziś. Może za dwa dni... Skąd ta pewność, że jeszcze nie teraz? Kto wie, może nie zdążysz przeczytać
tego wpisu do końca, a tu BUM! (bynajmniej nie chodzi mi tu o eksplozję) Jezus
Chrystusa wraca na ziemię.
Drogi kolego, koleżanko! Proszę
Pana i Pani, czy jesteście przygotowani na takie przyjście? Czy gdyby
nastąpiłby koniec świata, to po której stronie tego tryptyku wylądowałbyś/ wylądowałabyś?
Często żartujemy sobie z różnych
końców świata, choćby akcja szykowania ekwipunków na „apokalipsę zombie”, która
i tak nie nastąpi. Wszyscy o tym wiedzą, ale fajnie tak popakować konserwy i
nóż myśliwski do plecaka. Lecz gdyby nadeszła w rzeczywistości taka apokalipsa,
albo gorsza, nie wiem czy byłoby nam wszystkim do śmiechu.
Co miał na myśli Pan Jezus mówiąc
„nie znacie dnia ani godziny”. Może to, że chociaż wczoraj nam się udało, bo
końca świata w końcu nie było, to i tak ono kiedyś nastąpi i warto być na niego
przygotowanym. Jak? Do Ewangelii zajrzyjcie.
I przypominam po raz kolejny.
„Koniec świata” w moim rozumieniu, to nie apokalipsa w stylu filmów „2012” czy
„Pojutrze”, ale jest to Paruzja -
ponowne przyjście Chrystusa w chwale, jako Sędzia Sprawiedliwy i Miłosierny.
Nie wiem jak wy, ale ja na właśnie taki koniec świata czekam.
Marana Tha!