Od dłuższego czasu mówi się o
rewolucji, która „niepostrzeżenie” wybuchła w świecie. Chodzi mi o rewolucję technologiczną. Pamiętam, jak
jeszcze 10 lat temu żartowano sobie, że rodzice muszą tłumaczyć dzieciom, że
telefony kiedyś miały kable. Dziś, należałoby wyjaśniać swoim pociechom, że
telefony, kiedyś miały klawisze.
Postęp technologiczny pędzi na
złamanie karku. Dotychczasowe metody głoszenia Ewangelii, choć wciąż żywe i
skuteczne, zaczynają „mieć zadyszkę” za pędzącym światem powoli tracąc go z
oczu. Nowa Ewangelizacja przejmuje pałeczkę i odszukuje nowe metody do
głoszenia Chrystusa, zwłaszcza w Internecie.
Pamiętajcie o właściwej kolejności! Najpierw modlitwa, potem internet.. |
Szanse
„E-wangelizacja”, tak sam
nazwałem to zjawisko, które panujące w Internecie. to głoszenie Ewangelii
poprzez wszelkie dostępne środki przekazu dostępne w Internecie. A zatem:
portale społecznościowe, strony internetowe, witryny, e-maile, fora, chaty
itd.. Nowinki technologiczne „e-wangelizatorom” nie straszne i biorą wszystko
co da się, by głosić Chrystusa. Dzięki temu powstało naprawdę wiele inicjatyw
jak „faceBóg” LINK czy „modlitwa w drodze” LINK. Praktycznie, niemal każda
parafia posiada swoją, lepszą czy gorszą, stronę internetową. Zgromadzenia
zakonne takie jak Jezuici, Dominikanie, Loretanki, Redemptoryści i wielu innych,
już od dawna prowadzą działalność ewangelizacyjno-powołaniową przez Internet.
Młody człowiek przeciętnie
tygodniowo poświęca około 30-40 godzin przed komputerem. Ile poświęca na
modlitwę w Kościele? W większości przypadków, jedną ewentualnie dwie godziny,
ale tylko dlatego, że ksiądz długie kazanie wygłosił. Zatem chcąc dotrzeć z
Ewangelią do młodego człowieka (i nie tylko, bo coraz starsi stają się
internetowymi maniakami), nie można czekać, aż przyjdzie za tydzień do
Kościoła, tylko trzeba się z nim „spotkać” za dziesięć minut na gadu-gadu.
Zagrożenia
„E-wangelizacja” jest pomysłem
nowym i świeżym, lecz nie do końca ukształtowanym. Istnieją poważne zagrożenia
dotyczące tej metody głoszenia nauki Chrystusa. Przykładem i przestrogą mogą
być przypadki telekaznodziejów w USA.
Słynni protestanccy telekaznodzieje,
którzy posiadając nawet własne stacje telewizyjne, odprawiają nabożeństwa, a
nawet „rozmawiają” między sobą przez chat w Internecie. I choć miliony ludzi
otwiera się na Boga przed ekranem swojego telewizora, to jednak nie robi sobie
nic więcej. Jedynym zaangażowaniem telewiernego
jest to, że wpłaca określoną kwotę na konto z dopiskiem „dla Jezusa”.
Nie oto chodzi, aby wysłuchać
płomiennego kazania na You Tube. Chodzi o to by Pokochać Boga, by poznać jego Miłość, aby doświadczyć jego
Zbawienia. To nie dokona się bez prawdziwej i osobistej relacji z Bogiem.
Trzeba wyjść z domu, pójść do kościoła i wspólnie uczestniczyć w Eucharystii. Trzeba
oderwać się od peceta i mieć odwagę uklęknąć w konfesjonale, aby doświadczyć
Bożego Miłosierdzia. W Internecie nie ma doświadczenia, nie ma żywej osoby z
krwi i kości, nie ma Najświętszego Sakramentu. Są jedynie środki i narzędzia,
które do nich doprowadzają. O tym trzeba pamiętać, ewangelizując przez Internet.
Znów nie jestem pewien, ale to
chyba papież Benedyk XVI ukuł pojęcie, preewangelizacja,
czyli działanie, które nie jest bezpośrednim głoszeniem Słowa lecz jest to
działanie uzdalniające człowieka do przyszłego przyjęcia Ewangelii. Przez
Internet nikogo nie nawrócimy, sam również się nie nawrócę. Do tego potrzeba
prawdziwego spotkania. Przez Internet mogę szukać człowieka, ale do Boga już go
nie doprowadzę. Aby doprowadzić człowieka do Boga, potrzeba wyjść z Internetu,
bo Bóg jest realny a nie wirtualny.
papież Benedykt XVI korzystający z tabletu. |
E-wangelizować?
Patrząc na plusy i minusy takiej
formy „głoszenia Chrystusa przez Internet”, myślę, że nie można inaczej
odpowiedzieć jak twierdząco. Można a nawet trzeba „e-wangelizować” przez
Internet. W dzisiejszych czasach, to taka sama sfera życia, jak radio i
telewizja. To kolejna przestrzeń, gdzie żyje człowiek. A gdzie jest człowiek,
tam nie może zabraknąć Chrystusa. Lecz to nie tylko zadanie dla księży i zakonników.
Każdy znas przyznając się otwarcie do swojej wiary, nie wstydząc się Jezusa, daje
świadectwo o swojej wierze. A to jest właśnie ewangelizacja! Przyznawanie się
otwarcie do swojej wiary także w przestrzeni wirtualnej…Kto tego nie zrobi w
internecie, jak nie internauci?
Myślę, że można się nawrócić przez Internet. Przynajmniej "światopoglądowo". Jasne, potrzeba spotkania z Bogiem w Eucharystii, ale jeśli nie ma się właściwego poglądu na świat, wiarę itd., z tego spotkania można niczego nie wynieść.
OdpowiedzUsuń