niedziela, 4 listopada 2012

E-WANGELIZACJA


Od dłuższego czasu mówi się o rewolucji, która „niepostrzeżenie” wybuchła w świecie. Chodzi mi o rewolucję technologiczną. Pamiętam, jak jeszcze 10 lat temu żartowano sobie, że rodzice muszą tłumaczyć dzieciom, że telefony kiedyś miały kable. Dziś, należałoby wyjaśniać swoim pociechom, że telefony, kiedyś miały klawisze.

Postęp technologiczny pędzi na złamanie karku. Dotychczasowe metody głoszenia Ewangelii, choć wciąż żywe i skuteczne, zaczynają „mieć zadyszkę” za pędzącym światem powoli tracąc go z oczu. Nowa Ewangelizacja przejmuje pałeczkę i odszukuje nowe metody do głoszenia Chrystusa, zwłaszcza w Internecie.

Pamiętajcie o właściwej kolejności!
Najpierw modlitwa, potem internet..
Szanse
„E-wangelizacja”, tak sam nazwałem to zjawisko, które panujące w Internecie. to głoszenie Ewangelii poprzez wszelkie dostępne środki przekazu dostępne w Internecie. A zatem: portale społecznościowe, strony internetowe, witryny, e-maile, fora, chaty itd.. Nowinki technologiczne „e-wangelizatorom” nie straszne i biorą wszystko co da się, by głosić Chrystusa. Dzięki temu powstało naprawdę wiele inicjatyw jak „faceBóg” LINK czy „modlitwa w drodze” LINK. Praktycznie, niemal każda parafia posiada swoją, lepszą czy gorszą, stronę internetową. Zgromadzenia zakonne takie jak Jezuici, Dominikanie, Loretanki, Redemptoryści i wielu innych, już od dawna prowadzą działalność ewangelizacyjno-powołaniową przez Internet.

Młody człowiek przeciętnie tygodniowo poświęca około 30-40 godzin przed komputerem. Ile poświęca na modlitwę w Kościele? W większości przypadków, jedną ewentualnie dwie godziny, ale tylko dlatego, że ksiądz długie kazanie wygłosił. Zatem chcąc dotrzeć z Ewangelią do młodego człowieka (i nie tylko, bo coraz starsi stają się internetowymi maniakami), nie można czekać, aż przyjdzie za tydzień do Kościoła, tylko trzeba się z nim „spotkać” za dziesięć minut na gadu-gadu.

Zagrożenia
„E-wangelizacja” jest pomysłem nowym i świeżym, lecz nie do końca ukształtowanym. Istnieją poważne zagrożenia dotyczące tej metody głoszenia nauki Chrystusa. Przykładem i przestrogą mogą być przypadki telekaznodziejów w USA. Słynni protestanccy telekaznodzieje, którzy posiadając nawet własne stacje telewizyjne, odprawiają nabożeństwa, a nawet „rozmawiają” między sobą przez chat w Internecie. I choć miliony ludzi otwiera się na Boga przed ekranem swojego telewizora, to jednak nie robi sobie nic więcej. Jedynym zaangażowaniem telewiernego jest to, że wpłaca określoną kwotę na konto z dopiskiem „dla Jezusa”.

Nie oto chodzi, aby wysłuchać płomiennego kazania na You Tube. Chodzi o to by Pokochać Boga, by poznać jego Miłość, aby doświadczyć jego Zbawienia. To nie dokona się bez prawdziwej i osobistej relacji z Bogiem. Trzeba wyjść z domu, pójść do kościoła i wspólnie uczestniczyć w Eucharystii. Trzeba oderwać się od peceta i mieć odwagę uklęknąć w konfesjonale, aby doświadczyć Bożego Miłosierdzia. W Internecie nie ma doświadczenia, nie ma żywej osoby z krwi i kości, nie ma Najświętszego Sakramentu. Są jedynie środki i narzędzia, które do nich doprowadzają. O tym trzeba pamiętać, ewangelizując przez Internet.

Znów nie jestem pewien, ale to chyba papież Benedyk XVI ukuł pojęcie, preewangelizacja, czyli działanie, które nie jest bezpośrednim głoszeniem Słowa lecz jest to działanie uzdalniające człowieka do przyszłego przyjęcia Ewangelii. Przez Internet nikogo nie nawrócimy, sam również się nie nawrócę. Do tego potrzeba prawdziwego spotkania. Przez Internet mogę szukać człowieka, ale do Boga już go nie doprowadzę. Aby doprowadzić człowieka do Boga, potrzeba wyjść z Internetu, bo Bóg jest realny a nie wirtualny.

papież Benedykt XVI korzystający z tabletu. 
E-wangelizować?
Patrząc na plusy i minusy takiej formy „głoszenia Chrystusa przez Internet”, myślę, że nie można inaczej odpowiedzieć jak twierdząco. Można a nawet trzeba „e-wangelizować” przez Internet. W dzisiejszych czasach, to taka sama sfera życia, jak radio i telewizja. To kolejna przestrzeń, gdzie żyje człowiek. A gdzie jest człowiek, tam nie może zabraknąć Chrystusa. Lecz to nie tylko zadanie dla księży i zakonników. Każdy znas przyznając się otwarcie do swojej wiary, nie wstydząc się Jezusa, daje świadectwo o swojej wierze. A to jest właśnie ewangelizacja! Przyznawanie się otwarcie do swojej wiary także w przestrzeni wirtualnej…Kto tego nie zrobi w internecie, jak nie internauci?


1 komentarz:

  1. Myślę, że można się nawrócić przez Internet. Przynajmniej "światopoglądowo". Jasne, potrzeba spotkania z Bogiem w Eucharystii, ale jeśli nie ma się właściwego poglądu na świat, wiarę itd., z tego spotkania można niczego nie wynieść.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.